
Gdy poszukujemy pracy, bo czujemy, że w tej już nie do końca się realizujemy, to rozumiem. Kiedy wyprowadzamy się z pięknego Krakowa, bo tu jest duże zanieczyszczenie i przenosimy się do niewielkiej miejscowości na Mazurach, też rozumiem. Ale z partnerem, to nie rozumiem. Dlaczego mając obok siebie dobrego, uczciwego człowieka, dalej poszukujemy księcia na białym koniu, lub księżniczki w wieży? Dlaczego szukamy wrażeń, nowych znajomości? Dla podreperowania swojego ego, dla ukarania partnera? To chyba jedne z wielu możliwych odpowiedzi.
Jest pewien typ człowieka, nazwijmy go poszukiwaczem, który zmienia partnerów np. jest z kimś 2 lata i okazuje się, że to nie to. Wchodzi w kolejny dłuższy związek np. 4 letni, który również się rozpada. Szuka dalej i znaleźć nie może. Może być też inny wariant scenariusza, mający takie samo zakończenie. Osoba jest w długim związku, w którym eksperymentuje również z innymi osobami. Bo zdrada w takich relacjach jest czymś normalnym, czymś co nie wzbudza nadmiernego poczucia winy z powodu oszukiwania partnera. Trudno jest mówić o miłości w takich związkach, bo skoro poszukiwacz decyduje się na zdradę, to znaczy że nie do końca kocha osobę, z którą się związał. A można kochać tak na pół gwizdka? Chyba nie. Albo kochamy i nie zdradzamy, albo zdradzamy - i nie ma się co oszukiwać, miłości tu nie znajdziemy. Zachowania o których piszę, nie są wynaturzeniem współczesnych czasów. Jestem pewna, że jak się rozejrzymy, to wśród swoich znajomych lub rodziny znajdziemy takie jednostki.

Brak komentarzy :
Publikowanie komentarza