Dziś mam dzień rozpamiętywania,
analizowania, szukania odpowiedzi na różne pytania. Co by było, gdybym
wcześniej postąpiła inaczej, dokonała innych wyborów. Na tapecie zawód
psychologa. Czasem żałuję, że wybrałam studia psychologiczne, zamiast czegoś
bardziej niesamowitego. Czegoś co daje energię, kontakt z niesamowitymi
kobietami, obcowanie z naturą. Nie wiem czy dziś, stojąc przed wyborem studiów,
nie zdecydowałabym się na…
Pracując z kobietami w okresie
okołoporodowym, będąc na Oddziale Patologii Ciąży, zagłębiając tematykę
porodową, czytając różne artykuły, publikacje w końcu rozmawiając z kobietami
na temat ich porodów, czuję że to jest to. Materia, która mnie pochłania,
fascynuje, coś o czym mogłabym mówić godzinami. Z jednej strony łzy same cisną
się do oczu, kiedy słyszę wzruszającą, pełną pasji i poświęcenia historię
porodową. A z drugiej chęć pomocy, okazania wsparcia i zrozumienia dla tych
kobiet, których porody były trudne, a nawet traumatyczne, zostawiające bolesny ślad
w pamięci na całe życie. Bo takie też są. Dla wielu rodzących poród nie ma nic
wspólnego z cudownym mistycznym przeżyciem czy pochłaniającą nas orgazmiczną
mocą.
Dla mnie położna to nie zawód, to
sztuka towarzyszenia w porodzie, to coś więcej niż odebranie porodu, to bycie
ciałem i duchem z kobietą wydającą dziecko na świat. To wspieranie w
najtrudniejszych momentach, to rozmowa, profesjonalizm i ludzkie podejście do
drugiego człowieka nie tylko w trakcie akcji porodowej, ale również po
narodzinach. Pierwsze dni po porodzie są trudne, boli każda komórka ciała, kobieta
jest wycieńczona, ponadto uczy się swojego dziecka, poznaje jego reakcje, płacz,
karmi. To też są momenty, w których obecność położnej, prawdziwej położnej jest
potrzebna. Wiem jakie są realia polskich szpitali. Położne na oddziałach mają
dużo pracy, jest ich zaledwie kilka na położnictwie i patologii ciąży,
zwyczajnie nie mają czasu na to aby każdej świeżo upieczonej mamie poświęcić
dłuższą chwilę. To są kobiety wykonujące zawód: położna, a ja tu piszę o
położnych z powołania, gotowych zostać godzinę dłużej, żeby pobyć z kobietą, wesprzeć
ją, wytłumaczyć pewne nowe rzeczy.
Jeżeli poszukamy, to znajdziemy
takie położne, myślę, że nie są one jeszcze gatunkiem wymarłym, a wręcz
przeciwnie, będzie ich przybywać. Przez ostatnie lata, wiele się zmieniło w
położnictwie, przede wszystkim zmieniło się podejście do kobiety rodzącej.
Zaczęła ona być „kimś”, „konkretną osobą”, a nie ciałem wydającym dziecko na
świat, pozbawionym czucia, świadomości i rozumu.
Zostając w temacie sztuki
położnictwa, pragnę Wam polecić wspaniałą książkę. „Położna. 3550 cudów
narodzin” Jeannette Kalyta, to obowiązkowa literatura dla wszystkich przyszłych
mam, obecnych mam, tych kobiet, które źle wspominają swój poród, dla mężczyzn –
bo dzięki zawartym w książce opowieściom, mogą trochę lepiej zrozumieć i
wesprzeć swoje żony i partnerki.
Książkę „Położna. 3550 cudów
narodzin” możecie wygrać w naszym konkursie. Zasady są bardzo proste, a szczegóły
tu: KONKURS
Prawdziwe położnictwo zawsze
kojarzyć mi się będzie z magią. Bo przecież same narodziny są czymś absolutnie
magicznym. I niech tak pozostanie.
Fakt, dobra położna musi mieć powołanie! Niestety w naszych szpitalach położne często popadają w rutynę i kobieta rodząca nie jest traktowana jak powinna. Choć ja nie mogę narzekać, przy porodzie miałam położne anioły :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żeby kolejny poród był tak samo dobry jak pierwszy, a nawet lepszy! Anna Mucha mówiła kiedyś o bardzo silnych, przyjemnych odczuciach porodowych :) życzę Ci ich!
Usuń